Our flight to Berlin landed around 7 in the evening on the 22 of December. In comparison with my that last plain trip, this one was a lot shorter, though it wasn’t actually that short. Again, despite having ordered a vegetarian meal, the attendants on the first flight had to arrange something for us because our order at STA Travel didn’t go through. At least the staff was accommodating. On the second flight, we, along with a few other people, had to change seats to sit next to each other because they apparently couldn’t seat families together. Well, all’s well that ends well, I suppose.
In Ecuador, I had looked forward to coming back to Berlin and returning to my life here. In fact, the refreshing warm winter weather was very welcoming coming from the draining heat of Malaysia. The people, however, were not. One thing Natalia and I both noted very quickly was the omnipresent frowns on people’s faces here – why are they so unhappy? Besides frowns, when waiting for the elevator with our luggage, a woman couldn’t help complaining about me and my luggage, both to me directly and indirectly to her husband. When we exited the airport, we were going to hail a taxi, but no one would take us. Natalia suspects that it’s because we knew where we are going, which additionally wasn’t that far, as opposed to clueless tourists they can fleece. In any case, we got home quickly on the bus and saved some money – there’s always a silver lining. We met our next unpleasant person at the copy shop the next day when Natalia was printing her Master’s thesis. He only made a stupid joke about not giving Natalia a rebate for the job because she didn’t have her ID anymore, but it was one of those jokes that a lot of Germans make that are neither nice nor funny. Later, when we got back from Poland, I had a run-in with a waiter who was fairly unpleasant to me for calling his attention to take our order. What bad service!
Of course, those irksome encounters with less than friendly people could have been flukes. I suppose that we just aren’t used to living in Germany anymore – we’ve lost our “gepanzerte Haut” (armored – thick – skin). Yet, that initial shock has made us question whether we want to stay here in the long run. Maybe we’d like to live in a country (or part of Germany?) where people are friendlier…Well, for the short run, I guess we’re just going to have to regrow our gepanzerte Haut. On the bright side, we did meet a couple of Natalia’s friends and had a nice time with them.
For Christmas, as usual, we went to Poland. Though we got there exhausted (inevitably, we had to get up at the crack of dawn to catch the bus), we were able to use the holidays to recuperate and get re-acclimatized to cold weather. More than me, Natalia really needed that after the stress of juggling her internship and her Master’s thesis, and, regarding the latter, living in a tropical climate. I mostly used the time to revamp my Polish skills, pestering Natalia and her mom with constant questions. We also went to meet friends in the mountains of southern Poland and the Czech Republic for New Year’s Eve, which was a nice change from the war zone of Berlin. It was especially pleasant to be in beautiful wintery forests, a big shift from the tropical jungles that we were trekking in just a couple of weeks ago. I think we’ll try to do something similar next year.
And now, back in Berlin, itäs time to slowly get our lives organized again - start looking for work, write the final reports for our internships, etc. This journey around the world is officially over, and we\ll be staying put in the foreseeable future. Yet, who knows, perhaps we'll be packing our bags for the next one sooner than we think!
(PL)
Nasz samolot do Berlina wylądował około siódmej wieczorem 22 grudnia. W porównaniu z tą ostatnią podróżą, ta była o wiele krótsza, chociaż rzeczywiście nie była taka krótka. Znowu nie było zamówionego przez nas posiłku wegetariańskiego, ale obsługa na szczęście była uprzejma\pomocna i znaleziono dla nas coś do jedzenia. W drugim locie musieliśmy zamienić się miejscami z kilkoma innymi pasażerami, ponieważ firma nie była w stanie posadzić rodzin razem. Ale nam się to udało i wszystko skończyło się dobrze.
Już w Ekwadorze cieszyłem się na powrót do Berlina i mojego życia tutaj. Ciepła zimowa pogoda przywitała mnie po malezyjskim upale. Ludzie jednak nie byli zbyt zapraszający. Coś, o czym z Natalią zapomnieliśmy to grymasy na twarzach obecnych tu ludzi – dlaczego Niemcy są tak niezadowoleni? Oprócz tych smutnych min, spotkałem się od razu z nieprzyjemną babką. Kiedy czekałem na windę, ta kobieta koniecznie musiała poskarżyć się na mnie do mnie i do swojego męża, bo miała pretensje związane z moim bagażem. Później, jak wychodziliśmy z lotniska, chcieliśmy znaleźć taksówkę, aby tak pojechać do domu, ale ani jeden taksówkarz nie chciał nas zawieźć. Natalia przypuszcza, że to dlatego, że wiedzieliśmy dokąd chcieliśmy jechać i oprócz tego nie chcieliśmy pojechać daleko, więc, nie mogliby zarobić zbyt wiele pieniędzy. W każdym razie pojechaliśmy do domu autobusem. Dotarliśmy raczej szybko i oszczędziliśmy pieniądze – zawsze jest strona pozytywna. Następnego dnia spotkaliśmy się z kolejną nieprzyjemną osobą w sklepie, kiedy Natalia drukowała pracę magisterską. Pan tam tylko zrobił żart związany z tym, że Natalia poprosiła o zaoferowaną przecenę na wydrukowanie pracy magisterskiej – nie dał, ponieważ już nie miała legitymacji – ale był to jeden z tych żartów, ani miłych ani śmiesznych, które dużo Niemców robi. Później, po tym jak wróciliśmy z Polski, miałem małą kłótnię z nieprzyjemnym kelnerem w restauracji, bo dałem znak, że chcieliśmy już zamówić. Co za beznadziejna obsługa!
Oczywiście, te wkurzające sytuacje z niezbyt przyjemnymi ludźmi mogłyby być przypadkami. Ja przypuszczam, że po prostu już się trochę odzwyczajiliśmy od życia w Niemczech – straciliśmy nasze „gepanzerte Haut”, czyli odporność na chamstwo. Jednak ten początkowy szok powodował, że się pytamy, czy w ogóle chcemy zostać tu na dłuższą metę. Może chcielibyśmy mieszkać w kraju (albo rejonie w Niemczech?), gdzie ludzie są bardziej sympatyczni… Cóż, na razie będziemy musieli się ponownie w tę grubą skórę wyposażyć. Patrząc z pozytywnej strony, to mieliśmy miłe spotkania z przyjaciółką i przyjacielem Natalii.
Boże Narodzenie jak zwykle spędziliśmy w Polsce. Mimo, że dotarliśmy do Wrocławia wykończeni (nie dało się tego uniknąć, gdyż musieliśmy wstać bardzo wcześnie, aby się wybrać na dworzec autokarowy), mieliśmy szansę odpocząć i przyzwyczaić się ponownie do zimnej pogody. Więcej niż ja potrzebowała tego Natalia ze względu na stres, który przeżyła w związku ze stażem i pracą magisterską. Ja przede wszystkim używałem tego czasu, żeby poprawić mój polski, męcząc …Natalię i mamę wieloma pytaniami. Również pojechaliśmy w góry na południu Polski i do Czech, żeby spędzać Sylwester z kolegami. To była miła odmiana od szaleństwa sylwestrowego w Berlinie. Naprawdę cieszyliśmy się, że mogliśmy spacerować przez piękne zimowe lasy. To była wielka różnica w porównaniu do tropikalnych dżungli, w których byliśmy tylko dwa tygodnie wcześniej. Myślę, że chciałbym zrobić coś podobnego w następnym roku.
A teraz, jeszcze raz w Berlinie jest czas, żeby powoli zorganizować życie ponownie – szukać pracy, pisać końcowe raporty z naszych stażów, itd. Ta podróż po świecie oficjalnie się skończyła, zostajemy na razie w tym samym miejscu. Jednak, kto wie, może wybierzemy się w następną podróż wcześniej niż się spodziewamy!
Christmas Mass / Msza bożenarodzeniowa |
Kamila, our niece, took a picture of us / Kamilka zrobiła nam zdjęcie |
In the mountains in Poland / W górach w Polsce |
No comments:
Post a Comment